*Ludmiła*
W Studio od razu złapała mnie Viola i kazała przynieść wodę. Oczywiście parę razy zmieniała zdanie co do: smaku, temperatury, bąbelków itp. Po prostu masakra... No, ale nic. Niezrażona tymi głupotami poszłam na zajęcia. Najpierw lekcja z Angie. Nie tak źle. "Ogólnie lubię te zajęcia, ale mało się zgłaszam. Z racji tego, że Angie jest ciotką Violetty, to ciągle ją bierze do pokazywania różnych stylów śpiewania, jak oddychać podczas śpiewu, jaką mimikę przybrać itd. A zapomniałabym. No i oczywiście zawsze w losowaniu, niby to przypadkiem, Viola jest w parze z Leon'em. Współczuję mu. On jej w ogóle nie lubi. Widzę jak na nią patrzy. No chyba, że Viola go w końcu omami. Szkoda chłopaka...." Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na lekcje. Weszłam do sali i zajęłam miejsce w samym kącie pomieszczenia.
- Dzień dobry- usłyszałam głos nauczycielki. Jak zwykle wesoły i melodyjny.
- Dzień dobry Angie- odpowiedzieliśmy chórem.
*po skończeniu zajęć*
Szłam spokojnym krokiem do domu. Zawsze przechodziłam przez park. Uwielbiałam to miejsce. Było tak cicho i spokojnie. Co jakiś czas przebiegały tylko jakieś dzieci. Szłam głęboko zamyślona, gdy poczułam, że na kogoś wpadłam.
- Hej Ludmi!!! Sorry, że tak na ciebie weszłam. Zamyśliłam się- powiedziała dziewczyna.
- Nic nie szkodzi. To też moja wina...-odpowiedziałam.
- Mam pytanie...-Fran chwilę zastanawiała się czy mi to powiedzieć. Myślałam już, że tego nie zrobi, gdy usłyszałam- Robimy imprezę. Nasi znajomi wychodzą ze szpitala. Mieli wypadek, a są tu pierwszy raz. Chcemy im zrobić taką imprezkę powitalną. Chcesz pomóc???
Spojrzałam na nią zdziwiona. Chyba nawet bardzo, bo powiedziała:
- Co taka zaskoczona jesteś??? Przecież cię lubimy. Wszyscy byli zadowoleni, gdy im mówiłam, że cię zapraszam.
- Naprawdę???!- przypadkowo trochę krzyknęłam.
' Nie mogę w to uwierzyć. Oni mnie LUBIĄ!!! I to tak naprawdę. Nie jak Viola. Zaprosili mnie na imprezę. Ona nigdy tego nie zrobiła.'
- Bardzo chętnie przyjdę. Dziękuje za zaproszenie- powiedziałam trochę nieśmiało.
- Spoko. Masz teraz czas???- pokiwałam głową na "tak"- No to super. Zapraszam cię na shake'a.
- Dobry pomysł. Dzięki.
Po drodze dużo rozmawiałyśmy. Fran ani razu nie wspomniała o Violi. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Jednak gdy już siedziałyśmy w "Resto" Fran spytała:
- Powiedz tak szczerze. Ktoś ci się podoba???- posłała w moją stronę serdeczny uśmiech.
- Yyy... Tak... Znaczy... Nie... Yyy... No może trochę- poczułam lekkie zakłopotanie. Jednak czułam, że mogę jej to powiedzieć, a ona nikomu nie wygada.- No więc... Podoba mi się...
Moją wypowiedź urwała Violetta:
- Ludmiła!!! Co ty robisz z tym... tym kimś???!!!- zaczęła krzyczeć.- Czy przeszłaś na ich stronę???!!! Jak mogłaś???!!! Tyle dla ciebie zrobiłam, a ty jak się odwdzieczasz???!!!
- Przestań na nią krzyczeć Violetta!!!- w mojej obronie stanęła Fran- Co ona ci zrobiła, że tak ją męczysz??? Ona nie jest twoją służącą!!!
- Ty śmiesz mówić do mnie takim tonem???!!! Phi. Violetta odchodzi- mówiąc to pstryknęła palcami i szybkim krokiem wyszła z kawiarenki.
- Przepraszam za nią i dziękuję- powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Zapomnijmy o tym, dobrze???
- Jak mam o tym zapomnieć??? Ktoś wreszcie obronił mnie przed Violą... Wcześniej nikt się mną nie przejmował- posmutniałam.
- Nie mów tak. Po prostu nikt nie wiedział, że ona jest aż tak agresywna. No i nie wiedzieliśmy, czy chcesz tej pomocy.
- Dziękuje.
Przytuliłam ją. Odwzajemniła mój gest. Byłam tak szczęśliwa, że mam kogoś takiego jak ona.
*Naty*
Czytałam czasopismo, ktoro przyniósł mi Fede, gdy usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Po chwili otworzyły się one, a do środka wszedł Maxi.
- Hej Naty. Nie przeszkadzam???
- No pewnie, że nie- usmiechnęłam się do niego.
- Przyniosłem ci jakąś książkę i trochę owoców.
- Dzięki. Nie musiałeś.
- Musiałem. I nie kłóć się ze mną o to znowu. Ostatnio wygrałem, teraz będzie tak samo- zaśmialiśmy się na wspomnienie naszej ostatniej kłótni.- Jak się czujesz???
- Dobrze. Niedługo stąd wychodzę.
- To super!!!
- No przecież wiem!!!
- Nie, nie wiesz!!!
- A właśnie, że wiem!!!
- Nie zaczynaj znowu,- uśmiechnął się- bo zacznę gilgotać.
- Nie!!! Tylko nie to!!!
- Więc się uspokój!!!
- No dobra, dobra.
- Fede już był???
- Tak jakiś czas temu poszedł.
- Aha...
Maxi usiadł na krześle, któro stało przy moim łóżku. Jego szczęście minęło w sekundę. Miał smutny wyraz twarzy. Spojrzałam w jego oczy. Były pełne łez. Jednak chłopak powstrzymywał się od płaczu.
- Maxi... Czy coś się stało???
- Czy coś się stało- powtórzył bez emocji chłopak.- Tak. Stało się. Moja przyjaciółka ma poważne problemy od dłuższego czasu, a ja tego nie zauważyłem. Jestem głupi!!!- gwałtownie wstał. Krzesło, na którym przed chwilą siedział, odsunęło się do tyłu.- Jestem taki beznadziejny!!!- Już się nie powstrzymywał. Łzy leciały mu po policzkach. A on krzyczał. Jednak nie ze złości. W jego głosie słychać było raczej bezradność i pretensje.
- Maxi uspokój się. Proszę!!!- podniosłam głos. Głowa zaczęła mnie boleć. Im bardziej się stresowałam, tym gorzej było.- Proszę...- zdążyłam jeszcze powiedzieć, po czym zemdlałam.
Przez ułamki sekund słyszałam głos. Jednak nie mogłam go rozpoznać. Mimo to byłam pewna, że nie należy on do Maxi'ego.
*Fede*
Gdy wychodziłem ze szpitala, przypomniało mi się, że zostawiłem u Naty telefon. Postanowiłem tam wrócić i go zabrać. Gdy podchodziłem do drzwi jej sali, usłyszałem krzyk. To był jej krzyk. Szybko wszedłem do środka. Maxi stał przerażony na środku pokoju. Natomiast ja zacząłem krzyczeć:
- Lekarz!!! Szybko!!! Niech ktoś tu przyjdzie!!!
Bałem się. Tak bardzo bałem się, że coś jej się stanie. Po chwili do sali wbiegł lekarz. Podszedł do Naty i spytał:
- Co się stało???
- Bardzo bolała ją głowa- odpowiedział Maxi.- To moja wina...
Lekarz kazał nam wyjść z sali. Wytłumaczył, że musi zrobić badania i spróbować obudzić Natalię. Posłusznie wyszliśmy z pokoju. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu, przez chwilę żaden z nas się nie odzywał. Byliśmy przerażeni.
- Jak to się stało???- spytałem zaniepokojony.
Maxi spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, po czym usiadł na krześle. Przez chwilę się nie odzywał.
- No więc... Rozmawialiśmy i... Powiedziałem jej o czymś. Zacząłem się obwiniać... A ona bardzo się tym przejęła. Mówiła, żebym się uspokoił. Prosiła mnie, a potem straciła przytomność- głos mu się łamał. Wyglądał na bardzo załamanego.
- Dobra. Spokojnie... Naty na pewno zaraz się obudzi i będziemy mogli do niej wejść- uspokajałem jego jak i samego siebie.
Oboje siedzieliśmy w ciszy przez, sam nie wiem, dziesięć-piętnaście minut. Żaden z nas się nie odzywał. Czekaliśmy... Minuty mijały... Wyjąłem telefon i napisałem SMS-a do Marco:
"Hej. Przyjedź do szpitala. Proszę!!! Naty zemdlała!!! Przyjedź. Czekamy"
*Fran*
Wpatrywałam się w Ludmi. Zastanawiałam się, czy spytać jeszcze raz. W końcu odezwałam się:
- No i nie odpowiedziałaś mi na pytanie. To spytam jeszcze raz Kto ci się podoba???
- Yyym... No więc...
- Spokojnie. Nikomu nie powiem. To będzie taka nasza mała tajemnica. Ok???
- Ok. No więc podoba mi się...
I znów nie zdarzyła dokończyć, bo zadzwonił mój telefon. Gestem pokazałam Ludmile, by poczekała i odebrałam.
##############################
No nareszcie skończyłam... Uffff. Wiem. Po prostu masakra ^-^
No, ale nic... No to piszcie jak wam się podoba.
P.S. Dziękuję osobom, które mimo długiej przerwy zostały. To wspaniałe uczucie wiedzieć, że mimo wszystko ktoś czeka aż napiszesz jakąś notkę, rozdział. Dziękuję. Jesteście najlepsze!!! *-*